wtorek, 5 lipca 2016

Plusy i minusy greckiej kuchni z mojej perspektywy

Moi Drodzy, 31 maja opuściłam Grecję na tak zwane "zawsze" (choć, Boże proszę, żeby to nie było "na zawsze", muszę zwiedzić te tysiące przepięknych wysp, których nie dałam rady zobaczyć). Szczęśliwie spędziłam w tym kraju 2 lata, 4 miesiące i 6 dni. Przeniosłam się, poniekąd z powrotem, do Ligurii, choć tak naprawdę w Ligurii nigdy nie mieszkałam, jednak spędziłam tu mnóstwo czasu w przeszłości, no i stąd wyjechałam do Aten. Blog jest więc teraz pisany z Genui, stolicy regionu Liguria, który jest jednostką administracyjną Włoch ;) Ten post chciałabym poświęcić temu, co według mojej subiektywnej oceny Grecja ma najlepszego oraz w czym nie może konkurować z innymi w dziedzinie kulinariów.
Zacznę może od tych mniej pozytywnych rzeczy. Kuchnia grecka po dłuższym pobycie może naprawdę znudzić ze względu na dość ubogi wachlarz dań i produktów. Czasem ma się wrażenie, że Grecy żyją tylko fetą, oliwkami, pomidorami i mięsem grillowanym, ewentualnie gyrosem. Jest to dość przykra obserwacja, ale sam spacer w turystycznym centrum Aten może potwierdzić to, co właśnie napisałam. Wszechotaczający zapach gyrosów i mięsa, a do tego feta, tzatziki i sałatka grecka (a ta też z fetą). Pewnie zaraz po stwierdzeniu tego zostałabym zaatakowana argumentem, że Grecy mają większą różnorodność serów i dość duży wybór dań wegańskich czy bazujących na warzywach. I jest to prawda. Grecy mają kilka innych serów, na przykład mizithrę, która jest bardziej kremowa i mniej słona od fety (lub w ogóle nie słona, ma ponoć dwie odmiany, choć tej drugiej nie próbowałam), a którą uwielbiam. Mają też grawierę, twardy ser o wyrazistym smaku, czy kilka innych odmian używanych do zrobienia smażonego, panierowanego sera saganaki (a są to: kefalograwiera, kasseri, kefalotyri czy czasem halloumi, ale to cypryjski ser). Jednakowoż wrażenie jest takie, że jest tylko feta i fetę dodaje się dosłownie do wszystkiego. Druga sprawa to ogromnie wysokie spożycie mięsa, przy, a jakże, występowaniu tradycyjnych dań, które są w więszkości roślinne tylko i wyłącznie. Z tego, co udało mi się dowiedzieć, gdyby sięgnąć do korzeni, grecka dieta była oparta na warzywach i oliwie z oliwek, nabiale i umiarkowanym spożyciu mięsa. Kultura jedzenia mięsnych fast foodów przyszła wraz z otwarciem się na kulturę zachodnią. Ile w tym prawdy? Nie wiem. Jednakowoż istnienie w kuchni greckiej takich dań jak: gemista, fasolakia (o których pisałam w poprzednich postach), fasolada, gigantes, które są daniami WEGAŃSKIMI, potwierdzałoby tą teorię. Teraz dość ciężko jednak jest znaleźć tawernę, która by serwowała te dania, choć należy zaznaczyć, że sezonowość odgrywa tu rolę (Grecy nigdy nie oferowaliby zupy fasolowej w lecie, czy gemista np., jest daniem typowo letnim, ponieważ jest z pomidorów i papryki). Podejrzewam, że wiele z tych dań jest robionych w domach, a niestety nie są często i powszechnie oferowane w tawernach (ze względu na popyt?).
Tak, Grecy jedzą też ryby i owoce morza, ale nie podoba mi się sposób ich przyrządzania. W większości smaży się je na głębokim oleju (kalmary, krewetki np.), a już w ogóle nie podoba mi się przyrządzanie ośmiornicy na grillu, co zawsze skutkuje zbytnim jej przypaleniem i zwęglonym posmakiem. To jest moje osobiste zdanie i zdaję sobie sprawę, że wiele osób całkowicie się ze mną nie zgodzi. Jeśli chodzi o przyrządzenie owoców morza, Włosi są w tym o niebo lepsi. Wyjątkiem jest krewetkowe saganaki, czyli przyrządzenie krewetek w garnku w sosie pomidorowym i podanie z pokruszoną po wierzchu (czym?) fetą :) Saganaki to nazwa garnka, w którym się przyrządza różne rzeczy, stąd smażony panierowany ser nazywa się saganaki, ale i krewetki w sosie pomidorowym z fetą również. Więc za krewetkowe saganaki duży plus dla Greków ode mnie.
Jak już wspomniałam o pozytywach, przekieruję się już wkrótce na wskazanie mocnych stron kulinariów w Grecji. Podsumuję tylko, co uważam za naprawdę słabe. Przede wszystkim brak różnorodności, który skutkuje tym, że o ile turysta może być w pełni usatysfakcjonowany, o tyle już ekspatriant mieszkający dłużej w Grecji będzie po prostu znudzony monotonią smaków. I tego doświadczyłam ja. Idąc na zakupy do supermarketu, miałam wrażenie, że w ofercie jest tylko feta, oliwki i oliwa. Mówiąc o kiepskich produktach, muszę wspomnieć wędliny, które w Grecji są złe, naprawdę złe, z kiełbasą na czele. Greckie wino również nie należy do dobrych. Auć... Wyszła mi z tego dość mocna krytyka. Jednakowoż są rzeczy nie do podrobienia, które ma tylko Grecja i z tego względu, jadąc do Grecji, nie zapomnijcie się w nie zaopatrzyć na drogę :)
Od czego zacznę? Co Grecja ma najlepszego? Oczywiście OLIWKI. Przekonałam się o tym po przyjeździe do Italii, której kuchnię oceniam ogólnie dużo wyżej, jednak oliwki... Grecy są niepodważalnymi królami. A co za tym idzie również oliwa z oliwek jest najlepsza grecka. Ja kupowałam oliwę od znajomych, którzy mieli swoje sady oliwne i dawali do wyciśnięcia oliwę w miejscowych zakładach. Była to więc tłoczona na zimno, 100% organiczna oliwa i nie miała sobie równych. Oliwki i oliwa. Co jeszcze? Oczywiście, że ta feta, która zdaje się być jedyną, ale i jest królową greckich serów. Znajomy Grek kiedyś mi powiedział, że Grecy nie eksportują fety i wszyskie te "fety", które są dostępne w innych krajach są w tychże krajach produkowane i są to sery fetopodobne. I znowu, nie wiem, ile w tym prawdy, choć mając w pamięci naszą fetovitę, czy coś w tym stylu oraz fetę, którą kupiłam tu we Włoszech, skłaniałabym się ku prawdziwości tej teorii. Feta smakuje dobrze tylko w Grecji i jeśli ktoś nie jadł fety w Grecji, nie wie, jak smakuje feta. I co za tym idzie sałatka grecka - tylko w Grecji. Ze względu na to, co napisałam: jej 3 ważne składniki tylko i jedynie w Grecji są najlepsze - feta, oliwki i oliwa z oliwek (ale również ogórek, próbowaliście ogórków we Włoszech? Mają tu inną odmianę, choć my w Polsce mamy tą samą, co w Grecji). Plus odmiana papryki używana do wykonania sałatki greckiej jest chyba tylko w Grecji, przynajmniej na razie nie przypominam sobie, żebym ją gdzieś widziała w innych krajach... No i pomidory... W Grecji najlepsze. Skoro jestem w temacie warzyw, w Grecji są naprawdę pyszne, z wyjątkiem ziemniaków. Pomidory miażdżą system. Jak i pomarańcze. Najlepsze w Grecji. Ktoś się z tym nie zgadza i wie, gdzie są lepsze pomidory i pomarańcze? Dajcie znać! 


Czyli były tak:
numer 1 OLIWKI
oliwa z oliwek (najlepiej z prywatnych sadów tłoczona na zimno)
feta
pomidory w lecie
pomarańcze w zimie
Zaszczytne szóste miejsce przypada nie komuś innemu, tylko panu Jogurtowi. Greckiemu oczywiście ;) Jest przepyszny i nie do podrobienia z jakichś niewyjaśnionych przyczyn.
O najważniejszych rzeczach już wspomniałam. Grecy mają również bardzo dobry miód, ale parę innych krajów również może się tym poszczycić. Jadąc do Grecji, zaopatrzyłabym się jeszcze w tahini, szerrroko dostępne (w każdym supermarkecie) i nie aż tak drogie, jak w innych krajach, gdzie jest uważane za produkt wysoce orientalny.
Zdaję sobie sprawę, że kogoś mogłam oburzyć (a już na pewno Greków, którzy są dość dumni ze... wszystkiego ;) ) i jestem otwarta na inne opinie, bo tak, jak na początku wspomniałam jest to moja subiektywna lista plusów i minusów greckiego jedzenia. Piszcie z czym się zgadzacie, a z czym (absolutnie) nie w komentarzach. Kali sas orexi! :-)

niedziela, 8 maja 2016

Chilli senza carne, czyli wrapy z bezmięsnym nadzieniem w stylu meksykańskim

Jeżeli ten blog ma reprezentować mnie i to, co się dzieje w mojej kuchni, nie może zabraknąć tego prostego dania. O sympatyzowaniu z kuchnią meksykańską pisałam już wiele razy. Te wrapy jedliśmy na długo przed tym, jak przestałam jeść wołowinę, ale teraz są wyjątkowo przeze mnie doceniane i często robione, jako substytut chilli con carne (na które przepis znajdziecie TUTAJ). Ta prawie już monotematyczność w kuchni wynika z naszego szczególnego umiłowania chili (to na pierwszym miejscu), papryki oraz fasoli. Naprawdę często gotujemy dania z wykorzystaniem tych 3 składników. 



Składniki na około 4 wrapy:

paczka tortilli według swojego uznania
2 papryki idealnie różnokolorowe
2 papryczki chilli (będzie ostre i ma być ostre ;) )
1 cebula
puszka fasoli czerwonej
puszka kukurydzy 
ok 250 ml passaty pomidorowej
2 ząbki czosnku
kmin rzymski i słodka papryka do przyprawienia
sól i pieprz do smaku
oliwa lub olej 

Opcjonalnie do zawijania:
tarty ser żółty 
limonka
jogurt naturalny
awokado

Wykonanie:

Zaczynamy od umycia, wycięcia gniazd nasiennych i pokrojenia w grubą kostkę papryk (mogą być też paski lub półpaski). Chilli, jeśli mamy świeże również myjemy i kroimy drobno. Ja użyłam jasnozielonego, długiego chilli, które jest tu w Grecji do kupienia w sklepach. Wyglądają jak na zdjęciu poniżej. Suszone małe czerwone papryczki też się nadają.


Kroimy również cebulę w pióra i czosnek w miarę drobno. Na patelni na oleju podsmażamy cebulę, aż zmięknie i się leciutko zezłoci, następnie dorzucamy do niej czosnek i chwilę podsmażamy. Na patelnię wrzucamy papryki i papryczki chilli, solimy i pieprzymy i przez jakieś 10 min. na bardzo małym ogniu dusimy je pod przykryciem. Po upływie tego czasu dodajemy passatę pomidorową i przyprawiamy całość kminem i słodką papryką, mieszamy całość i znowu przykrywamy, pozostawiając na minimalnym ogniu przez ok. 20 min. W tym czasie musimy zajrzeć pod przykrycie i pomieszać całość oraz sprawdzić, czy nam się nie przypala. Jeżeli po upływie tych 20 min. ocenimy, że papryki są już ugotowane, dodajemy do nich odcedzone z wody fasolę czerwoną i kukurydzę. Całość jeszcze razem gotujemy przez jakąś chwilę już bez pokrywki, podkręciwszy uprzednio ogień na większy. Ma to zapewnić wyparowanie zbędnego nadmiaru płynów. I gotowe. Jest to nasz farsz, który zawijamy w tortillę. Możemy dodać do tego tarty ser żółty, awokado, odrobinę jogurtu naturalnego lub kwaśnej śmietany oraz odrobinę soku z limonki. To już pozostawiam Wam ;) Smacznego!

środa, 4 maja 2016

Co w sezonie? Warzywa i owoce dostępne w maju w Polsce i w Grecji

Tego posta piszę przyznaję z dużą ciekawością. Bo maj to środkowy miesiąc wiosny, więc musi nam w Polsce przybyć dużo pysznych nowości. Interesujące jest zestawienie tego z sezonowością grecką. Zatem co w sezonie? Nowości zaznaczyłam na zielono.

POLSKA I GRECJA - WSPÓLNE WARZYWA W SEZONIE

kapusta biała i czerwona                         
szparagi zielone i białe                            
ogórek                                                     
burak
rzodkiewka                                                
marchew                                                     
seler (korzeń)                                             
groszek cukrowy  (nowość w Polsce!)
szpinak  (nowość w Polsce!)                                         

TYLKO POLSKA

brukiew                                          
bób                                                  
pietruszka (korzeń)                                     
jarmuż
por                                                               
pomidor                                                       
botwina
rabarbar
cebulka dymka
szczaw  

Zwróćcie, proszę, uwagę na typowo polskie warzywo - szczaw, którego nie dostaniecie nigdzie poza Polską. Również korzeń pietruszki, jarmuż czy rabarbar prawie niedostępne są w Grecji. Skoro botwinka jest już dostępna, przypominam mój przepis na zupę botwinkę KLIK.              
                                                       

 

TYLKO GRECJA

boćwina 
cykoria
endywia      
koperek                                                    
liście fenkuła
brokuły (koniec sezonu)
młode bakłażany
papryka
cukinia
natka pietruszki
sałata rzymska

 

OWOCE W POLSCE:

gruszka
agrest
jabłko
truskawka

 

OWOCE W GRECJI:

morela
awokado
wiśnia
młody melon
truskawka
pomarańcza (odmiana Valencia) 


Sezon na truskawki rozpoczyna się w obu krajach. Dla mnie, i pewnie dla wielu z Was, to wielka radość. Uwielbiam truskawki i, jakkolwiek wiele jest różnych możliwości ich wykorzystania, najlepiej mi smakują ze śmietaną i cukrem, gniecione widelcem. Czekam zatem do piątku i gnam na laiki ;-)

sobota, 23 kwietnia 2016

Co w sezonie? Wiosenny twarożek z rzodkiewką i zieloną cebulką

W ostatnim poście z cyklu Co w sezonie? pisałam, że w tym miesiącu i w Grecji i w Polsce mamy do wyboru marchew, kapustę, pora, buraki i zieloną cebulkę. Pierwsze cztery warzywa kojarzą się nam typowo z zimą, a przecież mamy wiosnę w pełni i dlatego na warsztat bierzemy nowalijkę - zieloną cebulkę. Długo myślam nad przepisem, ale nie ma co dłużej myśleć. Twarożek z rzodkiewką i szczypiorkiem jest typową pastą jedzoną z pieczywem w Polsce na wiosnę. I został uznany za jedno z typowych polskich śniadań w ogóle (pamiętacie ten fakt z mojego posta Full Polish Breakfast?). Tutaj w Grecji szczypiorku prawie się nie spotyka w sklepach ani na targach warzywnych. Dlatego emigrantka musi sobie radzić, zastępując szczypiorek zieloną cebulką. Twarożek jest naprawdę przepysznym smarowidłem do pieczywa, a przy tym jest zdrowy, lekki i łatwy w wykonaniu. A znacie mnie już na tyle, żeby wiedzieć, że nie lubię wymyślnych, wieloskładnikowych przepisów i często stawiam na tradycyjne dania. Jest to jedna z tych past, którą robię, kiedy dopada mnie tęsknota za Polską i jedna z moich ulubionych. Bardzo się cieszę, że właśnie dopisuje się do listy przepisów mojego bloga.



Składniki:

250g twarogu półtłustego
2 łyżki jogurtu naturalnego
pęczek rzodkiewek
garść pokrojonej zielonej cebulki lub szczypiorku
szczypta soli
pieprz do smaku

Wykonanie:

Rzodkiewki myjemy dokładnie i odcinamy końce. Ścieramy je na tarce o dużych oczkach. W miseczce rozrabiamy twaróg z jogurtem. Dodajemy do miski rzodkiewkę, zieloną cebulkę i doprawiamy solą i pieprzem. Całość dokładnie mieszamy, aż wszystko się razem połączy. Podajemy ze świeżym pieczywem i plasterkami pomidora. I smacznie zajadamy ;)



czwartek, 7 kwietnia 2016

Wegańska zupa z soczewicy

Pamiętacie zapewne mój przepis na pyszną zupę z soczewicy, który publikowałam jakiś czas temu (przepis TUTAJ). Widzę, że przepis ten cieszy się sympatią tych, którzy dotarli przez sieć do Rozmarynowego i raduje mnie to bardzo. Od tamtego czasu trochę się zmieniło w moim sposobie odżywiania się. Pewnie część z was zauważyła na facebooku, że od 28 października zeszłego roku przestałam jeść mięso czerwone (wołowinę, wieprzowinę, jagnięcinę, baraninę, mięso kozie itd.). Wiąże się to ze względami zdrowotnymi, a ściślej mówiąc, z raportem World Health Organization, który zalicza mięso czerwone i jego przetwory do czynników rakotwórczych. Zachęcam do przeczytania informacji na ten temat w sieci, ja podsyłam link do strony WHO na ten temat w języku angielskim: KLIK
Sam fakt niejedzenia mięsa czerwonego nie czyni mnie weganką, ba! nie czyni mnie nawet wegetarianką, co niektórzy mięsożercy mi już przypisują ;) Jem i nie zamierzam nigdy porzucić jedzenia ryb i owoców morza, jem też 1-2 porcji mięsa z kurczaka tygodniowo (jednak nie polędwicę czy np. boczek z indyka). Jednakowoż niektóre potrawy, które dotąd lubiłam i robiłam, musiały pójść w odstawkę. Tak właśnie stało się z moją wyśmienitą zupą z soczewicy. Długo poszukiwałam jej substytutu w wersji bezmięsnej i w końcu znalazłam. Przepis jest odpowiedni dla wegetarian. Jego zaletą jest również to, że świetnie nadaje się dla niemowlaków (i tutaj pozostawiam do rozeznania mam od jakiego wieku, ja podawałam zupę z soczewicy mojemu synowi od 9 miesiąca, choć na Zachodzie podaje się ją już od 6 miesiąca, czyli jako jeden z pierwszych pokarmów).
Mnie osobiście ta zupa przypada szczególnie do gustu ze względu na kombinację pomidorowo-paprykową, którą uwielbiam, oraz dlatego, że jest gęsta, lekko pikantna, po prostu pyszna ;)



Składniki:

120gr cebuli
2 średnie marchewki
2 papryki (obojętnie, jaki kolor)
100gr zielonej soczewicy
1 duży ziemniak
280gr pomidorów (swieżych lub 1 puszka krojonych)
1l rosołu warzywnego lub z kurczaka (jeśli nie mamy, może być woda)
1 ząbek czosnku
oliwa z oliwek do podsmażenia
Przyprawy: sól (płaska łyżka), pieprz, słodka papryka w proszku, chili (sproszkowane lub 1 papryczka)
Tarty parmezan do posypania (opcjonalnie)

Wykonanie:

Pewnie sobie wyobrażacie, że zaczynamy od pokrojenia warzyw. Tak więc marchewkę kroimy albo w talarki, a jeśli ma to jeść maluch, to kroimy w drobną kosteczkę. Paprykę kroimy w kostkę, cebulę albo w kostkę albo w pióra. Czosnek kroimy w półplasterki. Ziemniaka obieramy i kroimy tylko na ćwiartki. Soczewicę przepłukujemy na sicie, aby wyeliminować nieczystości. W garnku rozgrzewamy oliwę lub inny olej i złocimy na niej cebulę, a następnie czosnek. Potem wrzucamy paprykę i marchew i chwilę przesmażamy, cały czas mieszając. Następnie dodajemy soczewicę i chwilę jeszcze przesmażamy. Zalewamy całość litrem rosołu albo po prostu wody (też wychodzi smaczna zupa). Dodajemy pomidory i zagotowujemy zupę. W momencie, kiedy zupa zawrzy, ustawiamy timer na 45 minut, skręcamy palnik na mały ogień tak, aby zupa sobie lekko bulczała. Po 10 minutach dodajemy ziemniaka. Musi on w całości opływać w zupie, jeśli nie jest pokryty wodą, albo dolewamy więcej wody albo kroimy ziemniaka na mniejsze kawałki. Przykrywamy całość pokrywką i idziemy się zrelaksować. Po 45 minutach zupa jest gotowa. Ziemniaka zgniatamy tłuczkiem i odlewamy ją dla dziecka, a całość doprawiamy przyprawami. Po doprawieniu jeszcze chwilę gotujemy, mieszając i zestawiamy z ognia.
Smacznego! ;-)

wtorek, 29 marca 2016

Co w sezonie? Warzywa i owoce dostępne w marcu i kwietniu w Polsce i w Grecji

Kochani Moi, biję się mocno w pierś, bo zaniedbałam serię o sezonowości dość znacznie. Nie było przepisu z wykorzystaniem lutowego warzywa i nie było postu na temat warzyw i owoców, które są w sezonie teraz w marcu, a marzec już prawie za nami. Wytłumaczenie jest jedno (wspólne dla wielu z nas): brak czasu. Zatem nadrabiam straty i piszę Wam zbiorczo, co się pojawiło nowego w marcu i co się pojawi w kwietniu u mnie w Grecji i chętnie doedukuję siebie i Was z tego, co się pojawiło lub pojawi nowego w Polsce (czy w ogóle coś? A jakże!?).
Zacznę od Grecji. W stosunku do lutego mamy 2 nowości wśród warzyw: szparagi (białe i zielone) oraz groszek zielony. Jeśli chodzi o szparagi na słynnym targu warzywnym laiki jeszcze ich wcale nie było, w mojej dzielnicy przynajmniej. Zobaczę, czy będą w ten piątek, bo zaczajam się na pewien przepis z wykorzystaniem szparag, ale na razie nie miałam szczęścia spotkać, a z supermarketu nie chciałam kupować. Poza tym wszystkie warzywa zimowe, które królują od bodajże grudnia ciągle są dostępne (buraki, brokuły, seler, kalafior itp.). Owoców w marcu nie ma nowych żadnych, ciągle są w sezonie pomarańcze i inne cytrusy.

Co w Polsce było w marcu nowego? A no mamy rzodkiewkę (to tak, jak i w Grecji) i sałatę oraz młodą cebulę dymkę. Pojawiają się zatem nowalijki (yupie!). Z owoców ciągle tylko (albo aż, bo nasze są przepyszne w porównaniu z tymi greckimi) jabłka i gruszki.

A teraz jaką obietnicę niesie za sobą kwiecień, który już tu będzie za 3 dni, dokładnie w piątek. U nas w Grecji pojawi się:
1. Bób (już był na targach wcześniej, ale bardzo malutkie miał groszki, taki dopiero co wyrośnięty był, choć już się nim zajadaliśmy...)
2. Cebula dymka (jak w Polsce)
3. Cukinia (wcześnie, prawda?)
Więcej warzyw niestety już jest poza sezonem. Swój sezon kończy: seler (bye bye ryba po grecku...), endywia, rzodkiewka, fenkuł (tu akurat nie ma rozpaczy, bo to znienawidzone przeze mnie warzywo). W kwietniu możemy się cieszyć ostatnimi zbiorami brukwi, bo w maju już jej nie będzie. Nie ma co prawda nowych owoców, ale już od jakiegoś czasu występujące na targach truskawki będą tanieć i zacznę je kupować. Zawsze daję sobie na nie zielone światło dopiero od kwietnia, bo wcześniej są tylko te gigantyczne rozmiarem, a słabe smakowo. Oficjalnie sezon na truskawki zaczyna się w Grecji w maju.

Co w Polsce nowego w kwietniu? Zmiana jest taka. że jarmuż wychodzi poza sezon, a pojawiają się pomidory (!). To ciekawe. W Grecji, co prawda są dostępne cały rok, ale jest ogromna różnica w jakości między latem i zimą. Oficjalny początek sezonu na pomidory jest tu w czerwcu. 
Na początku wiosny w Polsce można się cieszyć nowalijkami: rzodkiewką, cebulką dymką, sałatą i pomidorami. Widzicie już oczami wyobraźni twarożek z rzodkiewką i dymką na kromce chleba z plasterkiem pomidora? Bo ja widzę ;)

W lutym i marcu przepisu nie będzie, za co przepraszam bardzo bardzo szczerze. Zmobilizuję siły na kwietniowy przepis. Co mamy wspólnego? Cebulę dymkę (zieloną cebulkę inaczej), buraki, kapustę, marchew i pora.

Nie mogę się doczekać piątku, kiedy nieopodal będzie się odbywał targ warzywno-owocowo-rolniczy, który, jak już mówiłam, nazywa się laiki. Można się tam zaopatrzyć także w miód, jajka, ryby i owoce morza oraz nasiona, orzechy, zioła, a nawet ubrania i bieliznę. Główny cel to jednak sprzedaż płodów rolnych przez greckich rolników. Zazwyczaj zaopatruję się tam w warzywa i owoce na cały tydzień, bo ceny i jakość produktów są lepsze niż w supermarketach. W zeszłym tygodniu w piątek było w Grecji święto i nie było laików i daje się to bardzo odczuć w naszej rodzinie. 
Tyle pisania. Na targ, Moi Mili! ;-)

czwartek, 18 lutego 2016

Tzatziki - jak je robią Grecy?

Po ponad dwóch latach w Grecji, które minęły 25 stycznia, postanowiłam dedykować osobny post greckiemu dipowi, który zrobił międzynarodową karierę. Wiadomo, chodzi o tzatziki, pisane także jako cacyki, choć jeśli chcielibyśmy transkrybować fonetycznie, powinien istnieć zapis dzadzyki, bo tak właśnie wymawiają to słowo Grecy (słychać twarde, dźwięczne dz). Ja jakoś zapałałam miłością do tzatzików niedawno i to przy okazji dość obrazoburczego zestawienia tego dipu z gotowanymi brokułami. Nie widziałam, żeby Grecy tak robili, ale jest to zestawienie tak genialne, jak pomidory i bazylia czy jabłko i cynamon. Polecam spróbować. Przygotowując ten post, przejrzałam przepisy istniejące na polskich blogach i byłam pozytywnie zaskoczona, że dip ten nie żyje tak całkiem swoim życiem, jak choćby spaghetti carbonara czy inne. Wiele przejrzanych blogów prezentowało właściwy przepis. Jaki jest tradycyjny grecki przepis na tzatziki? Przekonajcie się, czytając tego posta do końca.

Podstawowe składniki widzicie na zdjęciu poniżej.


Składniki:

200 gr jogurtu greckiego (jogurt grecki jest bardzo gęsty i po dodaniu soczystego ogórka, soku z cytryny i oliwy, dip nabiera właściwej konsystencji. W przypadku użycia jogurtu rzadszego, konsystencja pozostawia wiele do życzenia)
1 średni ogórek (ok 110 gr po obraniu)
2 ząbki czosnku
oliwa z oliwek
pół garści pokrojonego drobno koperku
odrobina soku z cytryny lub białego octu winnego
sól i pieprz do smaku




Wykonanie:

Ogórka obieramy ze skórki i odcinamy końce. Ścieramy go na tarce o małych oczkach na sitko lub durszlak, pozbywając się w ten sposób nadmiaru wody. Solimy ogórka i zostawiamy na sitku, żeby wypuścił soki. Do miski, w której będziemy mieszać tzatziki, dodajemy jogurt grecki. Wyciskamy 2 ząbki czosnku, wrzucamy koperek, ogórka, wyciskamy sok z cytryny, dodajemy pieprzu i mieszamy. Całość polewamy oliwą z oliwek według uznania i znowu dokładnie mieszamy. Próbujemy i w razie potrzeby dosalamy. I już! Podawać z pitą, chlebem czy właśnie, jak radzę ja, z brokułami.

czwartek, 4 lutego 2016

Co w sezonie? Warzywa i owoce dostępne w lutym w Polsce i w Grecji

Moi Mili, oto piszę drugi post z nowej serii: Co w sezonie? Mamy nowy miesiąc już od 4 dni. Zawsze z pewną dozą ekscytacji sprawdzam, jakie nowe warzywa i owoce pojawią się w danym miesiącu. Niestety luty nie przynosi znacznej odmiany. Jest to przecież czas przedwiośnia, najuboższy ze wszystkich w dobra natury, a już szczególnie w Polsce. W Grecji wszystkie te warzywa, które były w sezonie w styczniu ciągle mają swój czas, a do nich dochodzą 3 nowe:
1. Karczochy
2. Rzodkiewka
3. Endywia
Dwa ostatnie warzywa powracają, bo pamiętam, że jesienią też były w sezonie. No i cóż, muszę przyznać, że goniona wewnętrznym pędem nowości, a także wyznaniami mojego partnera jakoby karczochy były jego najulubieńszym z ulubionych warzywem, pobiegłam na laiki (grecki targ) i kupiłam. Po 6 euro za 5 sztuk (!) Cena zwala z nóg. Nie wiem, czy mam uznać karczochy za towar luksusowy czy też żyć nadzieją, że jeszcze potanieją. Karczochy robił Fra zgodnie z przepisem na carciofi alla giudia, czyli karczochy po żydowsku. Generalnie obiera się je, moczy w wodzie z cytryną, smaży na głębokim tłuszczu i doprawia solą i pieprzem. Niczego bardzo fancy nie robiliśmy.
Po sprawdzeniu kalendarza sezonowości w Polsce stwierdzam, że w Polsce stan warzyw i owoców nie zmienia się w stosunku do stycznia. Pozostaje czekać na marzec aż pojawią się jakieś nowości, ale to też jeszcze bez szaleństwa.
Króciutki post mi wyszedł. Czekacie na przepis z wykorzystaniem warzywa sezonowego wspólnego dla Polski i Grecji? Nie będą to karczochy, bo niestety nie do końca wiem, kiedy się pojawiają w Polsce (może mnie oświecicie?), ale też nie mam na nie żadnego fajnego pomysłu. Fra też nie ma, bo odmiana, która występuje w Ligurii pozwala na jedzenie karczochów na surowo. Kiedyś w Genui jadłam pizzę z karczochami, która była bardzo dobra, no ale przepisu niet. Więc co tam nam zostaje wspólnego? Buraki, brukiew, kapusta, por, marchewka, seler. Koło fortuny już się kręci... ;-)

wtorek, 26 stycznia 2016

Zupa krem z brokuła

Ostatnio na fanpage'u prosiłam o inspirację, jak wykorzystać rosół z kurczaka. Właściwie tak pytałam, ale miałam już określony smak, który wyklarował się sam :) Rosół został mi po gotowaniu obiadu dla mojego prawie 11-miesięcznego synka i był to bardzo ładniutki, niedoprawiony solą ani innymi przyprawami bulion. Oczywiście wywar warzywny sprawdzi się w tym przepisie równie dobrze. A smak miałam na... brokuły. Poszperałam w sieci i stworzyłam swój własny przepis. Trochę odchudzony i co ważniejsze bez śmietany. Trik jest taki, że zamiast śmietany dodajemy kalafiora i odrobinę mąki i te dwa składniki bardzo pięknie zagęszczają zupę tak, że powstaje nam gęsty aksamitny krem bez ładowania dodatkowego tłuszczu, który i tak już jest w rosole i maśle. Na pomysł z kalafiorem mam copyrights ;) W każdym razie jestem z siebie dumna. Mój partner był zachwycony, a zawsze kiedy jemu smakuje, to dla mnie znak, że przepis musi iść na bloga ;-) Bardzo łatwo przerobić ten przepis na wegański, jeśli zamiast masła użyjemy oliwy z oliwek i użyjemy wywaru warzywnego. I wtedy o serze na wierzchu też nie ma mowy. Zapraszam.



Składniki na ok. 5 porcji:

1 brokuł
kilka różyczek kalafiora
1,5l rosołu (warzywnego lub z kurczaka)
2-3 łodygi selera naciowego
1 cebula
3 łyżki masła
ok. 30 gr mąki
sól i pieprz
cheddar do podania (opcjonalnie)

Wykonanie:

Wykonanie zaczynamy od nielubianej przeze mnie czynności, czyli od pokrojenia składników. Na szczęście nie ma tutaj aż tak dużo siekania:
1. Cebulę kroimy drobno
2. Selera naciowego myjemy i kroimy w plasterki
3. Brokuła i kalaforia myjemy i oddzielamy różyczki od reszty. W przypadku brokuła do zupy możemy też wrzucić pokrojony pień. Zupa to świetna okazja, żeby ugotować brokuła w całości, niczego nie wyrzucając.
W dużym garnku rozgrzewamy masło (robimy to nie na największym ogniu, ale na średnim, żeby nie spalić masła). Wrzucamy na nie cebulę i selera naciowego i smażymy do momentu, kiedy poczujemy ich piękny zapach uwalniający się w procesie smażenia. Dodajemy do nich mąkę i cały czas mieszamy, aby mąka się nie przypaliła. Po chwili wrzucamy do garnka brokuła i różyczki kalafiora i całość zalewamy rosołem. Jeśli warzywa nie są w całości pokryte płynem, dolewamy jeszcze wody, tak aby pokryć je całkowicie. Kiedy zupa zawrzy, doprawiamy ją solą i pieprzem, przykrywamy i zostawiamy na średnim ogniu do momentu aż kalafior i brokuł się ugotują. Kiedy warzywa są już miękkie, blendujemy całość blenderem ręcznym do uzyskania pożądanej przez siebie konsystencji. Ja lubię nie tak całkiem kremową zupę, ale coś pośredniego. Podajemy z serem cheddar startym na tarce o grubych oczkach, którym posypujemy naszą zupę już na talerzu. Smacznego!

sobota, 23 stycznia 2016

Musli domowej roboty z jogurtem na supersmaczne i zdrowe śniadanie

Mówiłam chyba kiedyś, że za prawie każdym przepisem publikowanym na tym blogu stoi jakaś osoba, która była inspiracją do wypróbowania pomysłu na danie. W zeszłe wakacje, kiedy w Atenach panował niemiłosierny upał, na pomoc przyszła moja koleżanka ze szkoły podstawowej Sylwia. Zainspirowała mnie do skomponowania własnego musli, które mogę jeść na śniadanie z jogurtem naturalnym i łyżeczką miodu. Muszę powiedzieć, że znowu niezbyt się wstrzelam z postem w porę, bo mamy przecież srogą zimę, ale... Jeśli nie będzie na teraz, będzie na zaś ;) W lecie dostałam naprawdę pozytywnego wiatru w żagle, wyszukując, co bym tu mogła zmieszać w moim musli. Bo przecież tym razem nie będę zdana na to, co ktoś już dla mnie przygotował, z niekoniecznie pożądanymi dodatkami, ale będę mogła podążać za swoimi smakami kulinarnymi. Niestety z orzechami i nasionami jest tak, że takie małe, a zawierają dużo kalorii, z tego prostego względu, że są oleiste. Ale zawarte w nich tłuszcze to te dobre, które zbawiennie wpływają na nasze zdrowie. Jeśli jednak w tym momencie pracujecie nad zrzuceniem paru kilo, dobrze jest wiedzieć, co się je i jaką to ma wartość kaloryczną. Ja takie informacje wówczas wyszukałam i skomponowałam śniadanie, dostosowane do swojego zapotrzebowania na kalorie, które w całości ma około 450 kcal. Przedstawiam zatem mieszankę, która bardzo dogadza moim kubkom smakowym. Może Was to zainspiruje do zrobienia swojego własnego musli. Będzie to dość nietypowy przepis, bo będę dodatkowo podawać, ile kalorii ma poszczególny składnik :)


Składniki:


Musli
2 łyżki płatków owsianych błyskawicznych 74 kcal
1 łyżka siemienia lnianego 53 kcal - co ważne tutaj, siemię lniane należy mielić bezpośrednio przed spożyciem, aby zawarte w nim związki nie ulotniły się, a tłuszcze nie zjełczały. Do mielenia używam małego blendera.
0,5 łyżki żurawiny 19 kcal
0,5 łyżki pestek słonecznika 28 kcal
1 łyżka jagód goji 30 kcal
0,5 łyżki płatków migdałowych 29 kcal
0,5 łyżki rodzynek 21 kcal
1 orzech włoski drobno posiekany (ok. 4gr) 26 kcal

200gr jogurtu naturalnego, czyli cały pojemnik w moim przypadku 132 kcal (jogurty naturalne mają różną wartość kaloryczną, w zależności od producenta i rodzaju, ale ta wartość widnieje na opakowaniu)
1 łyżeczka miodu 39 kcal

Wykonanie:

Składniki musli odmierzamy i wsypujemy do miski, zalewamy je jogurtem naturalnym i mieszamy. Całość polewamy łyżeczką miodu i zajadamy. Jak widać, takie śniadanie ma 451 kcal. To jest tylko przykład. Jako składniki musli doskonale pasują także: wiórki kokosowe, suszone jagody lub inne suszone owoce, pozostałe rodzaje orzechów: ziemne, laskowe, nerkowca, brazylijskie (uwaga: te są najbardziej kaloryczne!), makadamia, pistacje, orzeszki piniowe, pestki dyni, sezam, nasiona chia, otręby itp.
Mieszankę można przygotować w większej ilości i przechowywać w słoiku. Ze względu na kontrolę kaloryczności ja akurat każdorazowo przygotowywałam moje musli.

środa, 13 stycznia 2016

Co w sezonie? Sałatka z brukselką, serem pleśniowym i żurawiną

Jak obiecałam, tak robię. Dziś chcę przekonać tych, którzy są sceptyczni co do niej, że brukselka może być składnikiem prostego, ale wyszukanego zarazem dania, i że może smakować przepysznie.
Brukselka jest teraz w sezonie, zarówno w Polsce, jak i w Grecji. Dlaczego warto ją jeść? Najpierw argumenty dla rozumu, potem dla podniebienia ;) Niech Was nie zmyli to, że mała. Ta minikapustka ma działanie antyrakowe i antybakteryjne, zawiera witaminę K, C, A oraz inne w mniejszych ilościach, a także kwas foliowy, potas, wapń, żelazo, magnez, fosfor i cynk. Odpowiednio zestawiona z innymi produktami spożywczymi może być naprawdę smaczna. Ja akurat od zawsze lubiłam brukselkę, w moim domu rodzinnym jedzoną tylko w zupie jarzynowej. Można i w zupie, czemu nie, ja jednak zaproponuję coś, co wygląda bardziej dostojnie. Spójrzcie na zdjęcie poniżej i powiedzcie: czy nie czujecie się zaintrygowani? :-)




Składniki:

450gr brukselki (waga przed obraniem)
2 łyżki masła
garś orzechów włoskich pokrojonych na mniejsze kawałki i uprażonych na patelni
60gr niebieskiego sera pleśniowego pokruszonego lub pokrojonego na małe kawałki (obojętnie jakiego, u mnie duński ser pleśniowy, może to równie dobrze być gorgonzola, roquefort czy stilton)
garść suszonej żurawiny
15ml octu balsamicznego
2 płaskie łyżeczki miodu
sól i pieprz

Wykonanie:

Wykonanie zaczynamy od umycia brukselki, oderwania nieładnych, zewnętrznych liści, obcięcia twardej podstawy i przekrojenia poszczególnej główki na pół. Na patelni rozgrzewamy masło, kiedy jest roztopione, wrzucamy na nie brukselkę, a następnie solimy ją i pieprzymy. Mieszamy ją drewnianą łyżką, a następnie zniżamy ogień na minimalny i przykrywamy pokrywką. W międzyczasie, kiedy brukselka się gotuje, sprawdzamy ją, mieszamy i jeśli się za bardzo pali, można ją podlać odrobiną wody. Sprawdzamy widelcem miękkość brukselki i, jeśli widelec łatwo wchodzi w jej "głębia", oznacza to, że jest ugotowana. 



Wtedy wykładamy ją do miski i studzimy. W czasie kiedy brukselka nam stygnie, przygotowujemy sos, mieszając ocet balsamiczny z miodem.
Sosem polewamy wystudzoną brukselkę, a następnie dodajemy orzechy i mieszamy. Dodajemy pokruszony ser pleśniowy oraz żurawinę na wierzch i sałatka jest gotowa do serwowania. Idealna jako przystawka, ale może też służyć jako danie główne i lunch do pracy ;)

wtorek, 12 stycznia 2016

Co w sezonie? Warzywa i owoce dostępne w styczniu w Polsce i w Grecji

Drodzy Moi, chciałabym, żeby mój blog miał jasne przesłanie i misję, którą jest propagowanie jedzenia warzyw i owoców. Mam jeszcze parę innych, ale ta jest dość istotna ;) Ważne jest, aby jeść warzywa i owoce, które są akurat w sezonie, co znaczy, że w danym czasie następuje ich naturalna zbiórka. Nie jest to jednak łatwe zadanie, ponieważ piszę swojego bloga z Grecji, ale jego odbiorcami są głównie Polacy mieszkający w Polsce (wiem wiem, polonia jest wszędzie, sama nią jestem ;) ). Zauważyłam ogromny rozdźwięk pomiędzy tym, co jest w sezonie w Polsce, a co tu w Grecji. Najbardziej dobitne przykłady: rzodkiewka, która jest nowalijką i mojej polskiej duszy kojarzy się z wiosną i budzącą się do życia przyrodą, tu na targach warzywnych pojawia się w jesieni i w tymże czasie jest tu na nią sezon. Podobnie np. kalafior, który u nas je się latem i wczesną jesienią, tu pojawia się późną jesienią i jest w sezonie zimą, nawet teraz w styczniu. Podobnie z botwinką i młodymi buraczkami. Pamiętacie, że niedawno publikowałam przepis na botwinkę, bo młode buraki są w sprzedaży jakoś od grudnia. 
Ten post będzie poświęcony informacji na temat: jakie warzywa i owoce są w sezonie w tym miesiącu, czyli w styczniu, w Polsce i w Grecji. Wiedzę na ten temat czerpię z Internetu. Może zacznę od Grecji, bo jest tych warzyw tu zdecydowanie więcej do wyboru w styczniu. Co zatem w sezonie:

Warzywa i zioła:

Brokuły
Brukselka
Burak
Kapusta
Marchewka
Kalafior
Seler
Boćwina (nie chodzi tu o liście buraka, ale o zielone liście z tej samej rodziny, po włosku bietole, wyglądają tak: KLIK )
Cykoria
Koperek
Fenkuł
Por
Pietruszka (jej natka, Grecy nie znają korzenia pietruszki, jak i Włosi)
Brukiew
Sałata rzymska
Szpinak

Owoce:

Jabłka
Awokado
Klementynki
Grejpfruty
Cytryny
Pomarańcze
Mandarynki

Jak widać, jest tego sporo, a niektóre z tych warzyw dostępne są u  nas dopiero w lecie. A teraz co w Polsce jest w sezonie (źródło: http://www.produkty-tradycyjne.pl/kalendarz):

Warzywa i zioła:

Brukiew 
Brukselka
Burak
Cebula
Czosnek 
Fasola
Jarmuż (w Grecji niedostępny w supermarketach i sklepach i trzeba go ze świecą szukać...)
Kapusta
Marchewka
Pietruszka (korzeń)
Por 
Seler
Ziemniak
Pieczarki

Owoce:

Jabłka
Gruszki


Pomyślałam, że dobrym sposobem na propagowanie jedzenia warzyw (do owoców nie trzeba aż tak przekonywać) jest pokazanie, w jaki sposób je przyrządzać. Według mnie, większość warzyw w odpowiedni sposób przyrządzona jest pyszna i do każdego warzywa można się przekonać. No chyba że ktoś ma szczególną awersję do czegoś, jak ja do anyżku i dlatego fenkuł zdecydowanie odpada. Ale tylko fenkuł, całą resztę warzyw uwielbiam. Mam taki pomysł na serię postów, każdego miesiąca będę publikować posta informacyjnego, co w sezonie u mnie i w Polsce, a następnie wybiorę jedno warzywo dostępne u mnie i u Was i opublikuję przepis z wykorzystaniem tego warzywa. Co Wy na to? :) Dajcie znać w komentarzach.